Dlaczego jeździmy tylko z bagażem podręcznym? Ponieważ lubimy zmieniać miejsce zamieszkania, a z drobnym bagażem jest po prostu lżej. Poza tym czasem są sytuacje, w których jedno z nas musi zająć się dzieckiem, a przy nadmiarze bagażu wymaga to nadludzkich umiejętności.
Ograniczamy się do rzeczy niezbędnych. Wyjazd na 2 tygodnie zobligował nas do zabrania ubrań na 5 dni. Staramy się wynajmować mieszkania z pralką, więc łatwo odświeżyć swoją garderobę, ale mieliśmy też okazję przetestowanie swojej pomysłowości w praniu ręcznym.
Ograniczamy się do rzeczy niezbędnych. Wyjazd na 2 tygodnie zobligował nas do zabrania ubrań na 5 dni. Staramy się wynajmować mieszkania z pralką, więc łatwo odświeżyć swoją garderobę, ale mieliśmy też okazję przetestowanie swojej pomysłowości w praniu ręcznym.
Ręczniki z mikrofibry, które zakupiliśmy w Decathlonie, zajmowały naprawdę mało miejsca. Za koc plażowy - bo jedziemy z młodym, więc był niezbędny - posłużyło flanelowe prześcieradło, lekkie i dało się spakować w kostkę. Ograniczamy obuwie do 2 par na osobę, Gerard miał 3 pary, bo jako jedyny zabrał buty kryte. Poza tym klapki, dla higieny po prostu.
Zawsze obok kremu z filtrem biorę ze sobą niezbędne lekarstwa. Coś przeciwbólowego dla dziecka, polopirynę dla nas, coś na ukąszenia, coś do odkażania ran - peroxygel (woda utleniona w żelu), syrop antyalergiczny. W tym roku zapakowałam za mało wapna i poniosłam tego konsekwencje, gdy się okazało, że moja alergia na słońce się nasiliła. Do tego oczywiście coś na żołądek, na odwodnienie i zapas plasterków, bo plasterek zabiera wszelki ból. Może warto pomyśleć o zakupieniu miniapteczki? Miałam taki plan przed wyjazdem, ale apteczki, które widziałam, były po prostu niewystarczające. Zabieram też wilgotne chusteczki i jednorazowe nakładki na sedes. Aha, i EKUZ, bez niego nie jedziemy za granicę.
Jedziemy z dzieckiem, więc ono też zechce zabrać coś ze sobą. Trzymamy się zasady małego plecaka, do którego Gerard pakuje 10 małych samochodów i przytulanki do spania. Zawsze zabieramy też kredki i zapas kartek. W tym roku to był hit, Gerard każdego wieczoru rysował. W pierwszym tygodniu zafascynował się flagami, w drugim wulkanem, morzem i tym co w nim żyje. Kartki nam się skończyły, a wena trwała, ostatnie prace rysował na kartach pokładowych w samolocie powrotnym. Warto też zabrać jedną książkę dla dziecka.
Przekonanie Gerarda do zminimalizowania zasobów plecaka jest dosyć proste - on wie, że z każdego miasteczka może przywieźć pamiątkę, co za tym idzie musi mieć na nią miejsce w plecaku.
Zabawki plażowe kupujemy na miejscu, a potem z reguły zostawiamy, chyba że znajdzie się miejsce w walizce. Co do atrakcji typowo dziecięcych, nie skupiam się na poszukiwaniu placów zabaw czy parków wodnych, ponieważ samo plażowanie dostarcza dzieciom odpowiednio dużo wrażeń. Na Etnaland przyjdzie czas gdy syn będzie dwukrotnie starszy.
Każdy dzień dzielimy, w różnych proporcjach, na zwiedzanie i na plażowanie, wtedy nie ma wśród nas pokrzywdzonego. Co więcej, wyjazd ma nam wszystkim przynosić radość, wiec (niestety) zatrzymujemy się niemal przy każdym sklepie z pamiątkami i wchodzimy do sklepów z zabawkami (pooglądać), bo Gerarda na tym etapie bardziej interesują bibeloty niż średniowieczny kościółek. On w taki sposób ładuje baterie, a my wiemy, że dzięki temu będzie spokojniejszy podczas wspinaczki na wysoką górę. Poza tym ma to zawsze odzwierciedlenie w jego wieczornej sztuce.
Co do pamiątek dla rodziny i przyjaciół ograniczamy się do magnesów, zajmują mało miejsca i są lekkie. Ewentualne smakołyki kupujemy już w strefie bezcłowej - po odprawie na lotnisku, aby mieć pewność, że nie mamy nadbagażu. W tym roku zakupiliśmy przed wyjazdem wagę turystyczną, znacznie ułatwiło nam to pakowanie podręcznych walizek.
Z dzieckiem nie jedziemy na żywioł. Przed wyjazdem przygotowuję plan działania, łącznie z ustaleniem środków komunikacji na miejscu, łatwości zdobycia biletów itp. Trasy między miastami nie mogą przekroczyć 100 km, to gwarantuje nam więcej siły na dalsze zwiedzanie i nie zaburza cyklu dnia, np. pór posiłków czy drzemek. Zatrzymujemy się w miejscowościach oddalonych od większych miast o co najwyżej 50 km, aby uzyskanie specjalistycznej pomocy lekarskiej, w razie potrzeby, było proste. Poza tym dzień za granicą zaczyna się bladym świtem, często o 8 jesteśmy już w trasie, a kończy, gdy syn idzie spać. W tym roku po raz pierwszy jedno z nas zwiedzało miasto, a drugie pilnowało śpiącego Gerarda. To wymogi, jakie stawiam sobie w podróży z synem, dopóki on sam będzie chciał się z nami włóczyć po świecie. Po prostu, miło i bezpiecznie.
Internet to czasem luksus, jeśli nie masz prywatnego łącza i jesteś poza kwaterą - my myśleliśmy, że nasz operator da rade, poległ. Czasem w publicznych parkach czy placach zabaw znajdowaliśmy bezpłatny latający internet.
Przed wyjazdem warto też wyposażyć się w słownik językowy, bo niestety to, że znasz angielski, to zdecydowanie za mało. Dobry przewodnik też jest rzeczą, bez której nie wyruszam w trasę. Czasem te dobre nie mają obrazków, za to dużo treści i ważnych informacji. Nasi informatorzy w przypadku Sycylii to głównie Sława ze strony jedziemynasycylie.pl i Natalia z italia-by-natalia.pl, a także przewodnik Agnieszki, w wersji książkowej „Trapani i zachodnia Sycylia – przewodnik globtrotera” i bardziej komercyjny, „Sycylia” wydany przez Bezdroża.
Dzięki osobom, które chętnie dzielą się swoimi podróżniczymi doświadczeniami, organizacja zagranicznych wycieczek, jest prosta i przyjemna.